Wspomnień czar - A rok temu w święta

17.12.15


Święta zbliżają się wielkimi krokami, ulice i domy skrzą się kolorowymi lampkami, rozentuzjazmowane tłumy biegają po sklepach w poszukiwaniu prezentów, wszędzie słychać świąteczne melodie i kolędy. Oj czuć już święta, czuć! Chyba już od m-ca! A u nas jeszcze spokojnie. Choinka wciąż leży w pudełku, ozdoby gniotą się w woreczkach, a przepisy świąteczne głęboko ukryte. Pewnie będziemy ostatnim domem na osiedlu, który się wystroi. Ale nam się nie spieszy. Przecież zostało jeszcze sporo czasu do Wigilii... Ale zaraz, zaraz! To już za tydzień! O Matko!!! To teraz zacznie się szaleństwo i u nas :)

Przypominam sobie zeszłoroczne święta, gdzie o niczym nie musiałam myśleć, bo pojechaliśmy do Polski. Ale o mało co byśmy tam nie dotarli i nasze święta wyglądałyby zupełnie inaczej.

22 grudnia Roku Pańskiego 2014. Do Wigilii 2 dni. Mąż i gruba ja stoimy na lotnisku, obładowani walizkami. W Polsce przecież zima straszna, więc jedna waliza wypchana grubymi ciuchami, druga prezentami dla najbliższych. Lecimy z przesiadką w Mediolanie, bo taniej o dziwo. Lot z Dublina do Mediolanu bladym świtem upływa na wierceniu się przeze mnie w ciasnym fotelu i szukaniem wygodnej pozycji dla mojego wielkiego brzuszka. 28-my tydzień ciąży to nie najlepszy czas na fruwanie! W Mediolanie kilka godzin do następnego samolotu, więc znalazł się czas i na śniadanko na lotnisku, i na przejście się po centrum handlowym obok lotniska - ale tego raczej już byśmy nie powtórzyli, choć nie wiem jak bardzo byśmy się nudzili! (wyobraźcie sobie "ciężarówkę" obwieszoną bagażami wśród tłumów biegających we wszystkie strony).

Wracamy na lotnisko, by się spokojnie odprawić na 2 godziny przed odlotem. A tam kolejka taka, że prawie lotniska zabrakło! Chyba jeszcze nigdy nie stałam w takiej długiej kolejce! I myśl jedna, czy zdążymy teraz??? Ale "tylko" godzinę zajęło nam dotarcie do początku. Teraz kolejne oczekiwanie przed bramkami. Ludzie już stoją, bo lada moment powinni wpuszczać. A tu nic. Nogi bolą, siedzieć nie ma gdzie, więc na podłodze się rozkładamy. Jakaś dobra dusza oddaje ciężarówce swoje krzesło. Są jeszcze życzliwi ludzie na tym świecie! Mija godzina odlotu, a tu nadal nic się nie dzieje. Ludzie już zdenerwowani, przestępują z nogi na nogę, spoglądając co chwilę na zegarki. Wreszcie na tablicy pojawia się napis, że samolot opóźniony 2 godziny! No to super! Dzwonimy do rodziny w Polsce, żeby się nie spieszyli z wyjazdem po nas. Idziemy na obiad, bo co będziemy tu sterczeć, a ja znów brzuszek napełnić muszę.

Nareszcie samolot jest i możemy wsiadać. Myślę sobie, że teraz to już z górki, bo co jeszcze może nas spotkać? Ale jakże się myliłam! Teraz to dopiero zaczęły się schody! Babka przy bramce bierze mój bilet i spogląda na mój wielki brzuch. I zadaje pytanie, na które odpowiadam automatycznie (następnym razem lepiej przemyśleć odpowiedź i trochę sfałszować) :

- Który to tydzień? 
- 28-my.
- To proszę pokazać zaświadczenie od lekarza, że może Pani lecieć.
Upss!
- Nie mam.
- To nie może Pani lecieć.
- Ale ja byłam kilka dni temu u lekarza i wszystko było w porządku!
- Ale bez zaświadczenia nie mogę Pani wpuścić. Taka polityka Ryanaira.
- Ale przepuścili mnie w Dublinie, a też tymi liniami leciałam! - jeszcze próbuję się ratować.
- Przykro mi, nic nie mogę zrobić. Bez zaświadczenia nie wpuszczę Pani. Proszę oddać mi kartę pokładową - babka jest nieugięta.

I co teraz? Stoimy tam jak te dwa słupy, nie wiedząc co robić. Jeszcze babka pyta męża, czy zostaje ze mną czy leci sam! No to kochany mężuś też musiał oddać kartę, bo gdzie by tam zostawił ciężarną żonkę w obcym kraju! I nic nie daje tłumaczenie, że wszystko z moim zdrowiem dobrze, że przecież na święta lecimy. Taka polityka firmy i kropka! Fakt, że jakoś nie doczytałam, że takie zaświadczenie od 28-go tygodnia trzeba w Ryanairze mieć. Skupiałam się tylko na tym, że od 36-tego tygodnia w ogóle nie można latać i że zdażę wrócić do tego czasu z Polski.

Babka już nas wykreśla z listy na komputerze, dzwoni tu i tam, pozostali pasażerowie mijają nas i wsiadają, a my biedni pytamy, co teraz mamy zrobić. Wieczór już, więc dziś nic nie załatwimy. Trzeba w tym Mediolanie gdzieś przekimać, a następnego dnia znaleźć lekarza i dogadać się z nim po włosku, by wypisał zaświadczenie. No i trzeba nowe bilety kupić, a bardzo prawdopodobne, że biletów by już nie było albo byłyby strasznie drogie (a tak chcieliśmy zaoszczędzić dzięki tej przesiadce, a zamiast tego nerwy i całodniowa podróż!). Już wymyślamy, że może pociągiem do Rzymu pojedziemy i tam spędzimy święta u mojej cioci, bo lepsze to niż samotne święta w Mediolanie. A po świętach dopiero polecimy do Polski. Wszyscy już wsiedli, tylko my zostaliśmy.

Nagle przypomniałam sobie o mojej aplikacji ciążowej na telefonie! Sprawdzam szybko, a tam pisze "27 tydzień 4 dzień"!!  Z odzyskaną nadzieją pokazuję to babce, ale ona na mnie krzywo patrzy, że mówiłam przecież, że to 28-my tydzień. Tłumaczę, że się pomyliłam, bo sobie zaokrągliłam tygodnie. Ale ona nadal nieugięta! Nagle ta babka gdzieś zniknęła i przyszła inna. Pokazuję jej telefon i to "27". Mówię, że dopiero za 3 dni będzie 28-my tydzień. I stał się cud! Pozwoliła nam przejść!!! Zestresowani szybko weszliśmy i jak najszybciej chcieliśmy stamtąd odlecieć, żeby przypadkiem nie zmieniła zdania!

Uff, udało się! Późną nocą docieramy do Polski. Wymęczeni, głodni, ale szczęśliwi, że się udało! Chociaż jak teraz o tym myślę, to te święta we Włoszech mogłyby być całkiem miłe :) No ale już kilka lat w Polsce na święta nie byliśmy! Po takiej podróży pełnej emocji, reszta świąt minęła nam w spokoju i radości (czyli nuda :) Babcie, dziadkowie, ciocie i wujkowie cieszyli się z nowego członka naszej rodziny, który już za kilka m-cy miał ze mnie wypełznąć :) A ja na wszelki wypadek zaraz następnego dnia poszłam do lekarza po zaświadczenie, żeby w drodze powrotnej nie mieć już takich przygód.

I takie to miałam niezapomniane przeżycia w zeszłe święta! A wszystko "dzięki" mojej kochanej małej Kruszynce, która w tym roku będzie po raz pierwszy świętować z nami przy Wigilijnym stole :) Teraz to dopiero będą niesamowite emocje!!!

A Wam wszystkim życzę radosnych Świąt i samych dobrych wspomnień z tego pięknego okresu! Czasu z rodziną, z Waszymi małymi i dużymi Pociechami. Odpoczynku, zwolnienia obrotów, czasu w spokoju i w ciszy (taaak - już słyszę tę ciszę, gdy maluch buszuje tu i ówdzie :) 

WESOŁYCH ŚWIĄT !!!


You Might Also Like

12 komentarze

  1. Oj to się działo u Was :) Swoją drogą to strasznie nie ugięta ta kobita na lotnisku, ja bym puściła Was na jej miejscu :)

    Jak ja sobie przypomnę moje zeszłoroczne święta to fiu fiu... Też to muszę opisać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to szkoda, że Ty tam wtedy nie wpuszczałaś - byłoby mniej nerwów ;)
      A fajnie jest tak zapisywać swoje wspomnienia, bo na starość pamięć zawodzi (czyli już niedługo:), a tak to można się będzie pośmiać z tych wydarzeń za jakiś czas.

      Usuń
    2. No chyba,że za kilka lat nam wszystkim internet odetną... 😊

      Usuń
    3. No to wtedy będzie lipa! :) Chyba trzeba będzie podrukować conieco póki net wciąż działa :)

      Usuń
  2. Ja trochę bałabym się lecieć.. Podziwiam Twoją odwagę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę się obawiałam lotu, ale chyba bardziej tego, że nie będę się miała jak wygodnie ułożyć z tym brzusiskiem, a nie tego, że nagle urodzę w powietrzu :)

      Usuń
  3. Super historia! Jeju, ale i tak odważna jesteś. Ja się bałam latać w ciąży w ogóle. Święta w Mediolanie, albo Rzymie mogłyby być cudowne. ;) Ale fajnie, że dotarliście. Czasami wystarczy trafić na bardziej życzliwego człowieka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ta babka chyba była akurat nie w humorze! A Włochy uwielbiam i same miłe wspomnienia stamtąd mam, więc następnym razem, gdyby coś takiego mi się przytrafiło, to bym tam została :)

      Usuń
  4. No to faktycznie, stresu się pewnie najadłaś co nie miara :) Ale teraz w te święta już masz kruszynkę przy sobie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był stres, były nerwy, a teraz to tylko zabawne wspomnienie :) A przed nami najważniejsze pierwsze święta naszej Kruszynki :)) U Was też pierwsze, co? Pozdrawiam i życzę wspaniałych świąt dla Waszej trójki!

      Usuń
  5. Oj nie chciała bym takich przygód,dobrze że tak to się skończyło:)W tym roku święta w Irlandii? pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym roku w Irlandii, bo do Polski co roku jeździć się nie da. No ale tym razem już nie będziemy tylko we dwójkę - to będą pierwsze święta naszej córeczki, więc na pewno teraz też będzie co wspominać :) Pozdrawiam i życzę wesołych świąt w domku za lasem!

      Usuń

Polub mnie na Facebooku

NAPISZ DO MNIE

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *